Czasami
lubię zabawić się w wizjonera i przepowiedzieć komuś przyszłość. Bardzo dawno
temu założyłem się z dwiema koleżankami ze studiów, że nim upłynie 5 lat obie
wyjdą za mąż. Nie pomyliłem się. Wtedy śmiały się z moich proroczych zdolności,
dziś nie jest już Im pewnie do śmiechu. A ja śmieję się nadal i nadal
przewiduję.
Widzę
w mojej szklanej kuli, że tego lata ponownie odwiedzę słynną werandę u T.
Działka ogrodowa. Cudowna woń świeżego obornika. Ławeczka, stoliczek. I ta
sprężysta trampolina. Ach, gdyby człowiek był jeszcze tak młody. Poskakałby
sobie. Pomarzyć.
Popijam
srebrzysty nektar – owoc ziemi i prac rąk ludzkich. Siedzę między T. i B., w
środku zawsze najcieplej. Dołóż tam do pieca – kieruję wzrok w stronę
kolegi-piekarza i On dokłada. Siedzimy, milczymy, nawilżamy języki. Kolejny
taki wieczór. Lata upływają i nic się nie zmienia. Tylko sklep na wsi zamknęli.
Znowu nie zabrałem ze sobą klucza i będą musiał prędzej wrócić do domu.
Prześpisz się na górze – instruuje mnie T. A teraz siedź – kończy. Siedzę, choć
wiem, że na górze zamknięte i nie otworzą.
Może
następnym razem zaprosimy jakieś dziewczyny? – rzucam pytanie w powietrze. Nikt
nie odpowiada. Jedna zajęta, druga wyjechała, trzecia wyszła, czwarta pilnuje
dzieci, ta za młoda, tamta za brzydka. Zresztą i tak żadna z Nich, by nie
przyszła. Masz piwo to pij, a nie gadaj – gani mnie T. I co, nie będzie tych
dziewczyn? – nie daję za wygraną. T. wyjmuje telefon i dzwoni. Zaraz ci
sprowadzę … Znam ten numer na pamięć. Przechwałki piekarza. 100 lat tam siedzę
i jeszcze żadnej nie sprowadził. Zawsze sobie tłumaczę, że to wina tej wąskiej
ścieżki, przecież wszyscy jesteśmy nieziemsko przystojni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz