Ja
to mam pecha. Wyjątkowo wybrałem się dzisiaj do Koszalina, bo Słupsk już mi
trochę obrzydł. Wiadomo, jak człowiek się wybrał, musi za chwilę wrócić.
Wsiadam więc do autobusu. Godzina 15.30. Ruszamy.
Wyjeżdżamy
z Koszalina. Jesteśmy akurat na tych zawijanych zakrętach, przed nami malutka
górka. Autobus nagle gaśnie. Nie, tylko nie to. Na pewno nie podjedzie.
Oczywiście nie podjechał. Stoimy. Godzina 15.40.
Kierowca
dzwoni do centrali: autobus zgasł i nie chce dalej jechać. Kobiecy głosik z
centrali odpowiada: A ludzie w środku są? Kierowca lekko zirytowany: No
przecież sam nie jadę. Centrala: Ilu? Kierowca: No nie wiem, 7-8 i marzną.
Centrala: Musicie poczekać godzinę. Godzina 15.50.
Czekamy.
Nie wiem specjalnie na co. Może przyjedzie inny autobus, może przyjdzie ktoś z
serwisu i naprawi nasz autobus, a może przyjadą, dadzą koce i prześpimy się do
jutra. Niedługo ma nastać odwilż. Godzina 16.00.
Gdyby
nie ta górka moglibyśmy popchać – myślę. Ja mam dość siły, ale nie wiem, jak
pozostali mężczyźni. Wszystko przez to chrzczone paliwo, złodzieje jedne.
Kaczyński zrobi z wami porządek. Godzina 16.20.
Dzwoni
centrala: jedzie po was autobus, będzie za 45 minut. Kierowca: milczy, chyba
nie chce nikogo denerwować. Godzina 16.40.
Dzwoni
mój telefon. Mama.
-
Gdzie ty jesteś?
-
Siedzę w autobusie.
-
To czemu jeszcze cię nie ma?
-
Bo autobus stoi.
-
Gdzie?
-
Nie wiem, pod górką.
-
W Białej?
-
A gdzie tam, za Koszalinem.
-
I co teraz?
-
Czekamy.
-
A ludzie są?
-
Są, przecież nie wyszli.
-
I nic nie mówią?
-
A co mają mówić, czekają.
-
Zimno?
-
Niespecjalnie, młode dziewczyny jadą to ciepło.
-
No to czekaj.
Godzina
17.00.
Wstaje
jedna z pasażerek. Żegna się ze wszystkimi, bo przyjechał po nią samochód.
Zabiera ze sobą też innego pasażera. Facet idzie w stronę kierowcy i żąda zwrotu
pieniążków za bilet. Kierowca dzwoni w tej sprawie do centrali. Centrala
rozpatruje wniosek pozytywnie. Chłopak z dziewczyną otrzymują swoje pieniążki.
Godzina 17.30.
Na
horyzoncie pojawia się drugi autobus. Zabieram z siedzenia laptopa i z innymi
towarzyszami niedoli przenoszę się do innego wozu. Oby tylko dojechał na
miejsce. Godzina 18.20.
Dojeżdżam
do domu. Godzina 19.00. A jednak Słupsk nie jest taki zły, jak sądziłem
rankiem. Bije się w piersi, stamtąd nigdy nie wracałem 3 godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz