Jeszcze
w czasach studenckich czytałem ciekawy artykuł o topice przestrzennej w
literaturze polskiego oświecenia. I tam się pojawiała kategoria – „locus
horridus”, czyli miejsca straszne. Jeżeli dobrze pamiętam, do miejsc strasznych
zaliczano m.in. las. Myślę, że współczesnym „locus horiidus” można nazwać
piwnicę u T.
Piwnica
u T. jest lokalem towarzysko-integracyjnym. Sezon piwniczy trwa praktycznie
przez cały rok, jeżeli zostaną spełnione określone warunki otwarcia lokalu. Po
pierwsze – spragnieni przygód pensjonariusze. Należy nadmienić, że T. nie
wpuszcza do piwnicy przypadkowych ludzi. W zasadzie przebywa tam sama elita,
przedstawiciele wyższych warstw społecznych – piekarz, kierowca bez licencji,
bezrobotny nauczyciel. Dość ciekawy konglomerat. Pewnego razu piwnicę nawiedził
gość niespełniający podstawowych standardów lokalu i T. chciał go udusić za
pomocą kabla od wiertarki.
Po
drugie musi istnieć wyższa konieczność otwarcia lokalu. T. jest bardzo
pragmatycznym człowiekiem i nie otwiera piwnicy bez przyczyny. Zwykle trzeba
wnieść jakieś wiano – jedną lub dwie butelki wiana. W zależności, ile czasu
chcesz zabawić w piwnicy. T. zamyka lokal zaraz po skonsumowaniu ostatniej
butelki. I w zasadzie ma rację – po co siedzieć przy pustym stole?
Po
trzecie T. musi być w dobrym humorze. Jeżeli jest w złym humorze nie otworzy
piwnicy, chyba, że przyniesiesz ze sobą rzecz, która poprawi Mu humor. To jest
bardzo proste i logiczne. T. ma w piwnicy ogórki, grzybki, kartofle i kompoty,
więc do szczęścia brakuje mu tylko jednego …
Kiedyś
chcieliśmy wspólnie z T. złożyć projekt o dofinansowanie do Unii Europejskiej.
Wszak piwnica jest również lokalem kulturalno-edukacyjnym. Można nauczyć się
tam wielu pożytecznych umiejętności. Niestety Unia odrzuciła nasz projekt,
woleli dać rolnikom na orzechy. Oczywiście dzisiaj po orzechach nie ma już
śladu, a piwnica u T. nadal funkcjonuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz