Koleżanki
ze studiów doktoranckich zabrały mnie dzisiaj do kawiarni. Na piwo …, bo w
kawiarni, jak sama nazwa wskazuje, pije się właśnie piwo. Pierwszy raz w życiu
byłem w takim miejscu. Zawsze piłem piwo z T. pod blokiem, ewentualnie w
piwnicy, gdzie kłęby dymu przysłaniały T., a mój towarzysz niedoli nie jest
wcale niskich gabarytów. A tutaj tak klimatycznie, przytulnie i obsługa bardzo
miła.
Uśmiechnięta
Pani podaje nam zamówione trunki. Spoglądam. Kasia ma słomkę, Marta ma słomkę,
a Grzesiowi podali bez. A ja przecież lubię pić ze słomki. Zawsze piję piwo ze
słomki. Musiałem nie spodobać się owej Pani – myślę. Przecież nie mogło chodzić
o nic innego. Czy zwyczajna słomka mogłaby urazić moje męskiego ego? Na pewno
nie. Przy wyjściu przekonałem się, że Pani z obsługi zapewne miała inne zdanie
na ten temat. Gdy wychodziliśmy powiedziałem ładnie „do widzenia” i Pani mi
równie ładnie odpowiedziała, nawet się uśmiechnęła. A więc spodobałem się.
Czyli brak słomki to była ochrona męskości. Chyba zacznę częściej chodzić do
kawiarni, lubię jak kobiety troszczą się o moją męskość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz