Dzisiaj byłem u fryzjera. Lubię chodzić do fryzjera. O dziwo, nawet lubię za Niego płacić. Może dlatego, że mało bierze. Gdyby brał więcej, pewnie bym nie lubił. A tak lubię i chodzę. Niekiedy nie mam czasu pójść. Ostatnio nie miałem czasu i obciął mnie T. T. pożyczył maszynkę od R. za butelkę wina. Pytam się T. czy mnie ostrzyże, skoro już jestem pod ręką. Nie miał nic przeciwko, więc siadam na stołku i cierpliwie czekam. Najpierw poinstruowałem T. aby wziął mniej na górze, a więcej z boku. Na górze i tak nie mam włosów, więc tam należy cokolwiek zostawić. Tak, tak – powiedział T. i zaczął żwawo kręcić się nad moją małą główką. T. nie jest fryzjerem. T. jest piekarzem. Być może dlatego ugniatał biedną, grzesiową czuprynkę swoimi wielkimi łapskami niczym świąteczną babeczkę. Spokojnie, już nic nie uformujesz – pomyślałem sobie, ale kazałem obcinać dalej. Góra poszła dość sprawnie, gorzej z bokami. Słyszę, że „kosiarka” mojego fryzjera-piekarza już ledwo dyszy, za chwilę stanie. Nigdy nie miałem słuchu muzycznego. Nie potrafię odróżnić Bacha od Mozarta, a Mozarta od Dawida Podsiadło. Ale wtedy słyszałem wyraźnie. Stanie, jak nic. Stanęła. Co się stało? – pytam. Chyba się rozładowała – mówi T. Więc naładuj ją, a ja poczekam – odpowiadam spokojnie. Do jutra? – znów pyta T. Dlaczego do jutra? – odpowiadam. Szybciej jej nie naładujesz – stwierdza niezaprzeczalnie T. Trudno, poczekaj obejrzę się w lustrze. Spoglądam w szybkę i muszę obiektywnie powiedzieć, że w tych warunkach T. odwalił kawał dobrej roboty. Boki zostały trochę przydługie, ale co tam – zawsze chciałem mieć pejsy. Dziękuję T. i wychodzę. Na zewnątrz jeszcze pogłaskałem się po mojej błyszczącej glacy. I tak nie mam włosów i tak, co za różnica. Ale następnym razem pójdę do normalnego fryzjera. Naprawdę byłem zadowolony, tylko że R. wypił już wino i T. musiał mu oddać maszynkę. Taka skomplikowana historia.
Nowy projekt wydawniczy bezrobotnego nauczyciela - Grzesia i Jego kolegi piekarza - Pana T., a w nim potężna dawka humoru, a także szczypta emocjonalnych uniesień. Uniwersalne tematy w dziejach ludzkości - miłość, przyjaźń, przemijanie. Wszystko w imię dobra rodzimej literatury. Gorąco zapraszamy !!!
O mnie
- Grzegorz Sierocki
- Nauczyciel języka polskiego i historii. Pasjonat edukacji. Szczęśliwy mąż i przyszły ojciec. Zwykły człowiek o niezwykłych pomysłach na życie :)
czwartek, 28 stycznia 2016
Fryzjer - piekarz
Dzisiaj byłem u fryzjera. Lubię chodzić do fryzjera. O dziwo, nawet lubię za Niego płacić. Może dlatego, że mało bierze. Gdyby brał więcej, pewnie bym nie lubił. A tak lubię i chodzę. Niekiedy nie mam czasu pójść. Ostatnio nie miałem czasu i obciął mnie T. T. pożyczył maszynkę od R. za butelkę wina. Pytam się T. czy mnie ostrzyże, skoro już jestem pod ręką. Nie miał nic przeciwko, więc siadam na stołku i cierpliwie czekam. Najpierw poinstruowałem T. aby wziął mniej na górze, a więcej z boku. Na górze i tak nie mam włosów, więc tam należy cokolwiek zostawić. Tak, tak – powiedział T. i zaczął żwawo kręcić się nad moją małą główką. T. nie jest fryzjerem. T. jest piekarzem. Być może dlatego ugniatał biedną, grzesiową czuprynkę swoimi wielkimi łapskami niczym świąteczną babeczkę. Spokojnie, już nic nie uformujesz – pomyślałem sobie, ale kazałem obcinać dalej. Góra poszła dość sprawnie, gorzej z bokami. Słyszę, że „kosiarka” mojego fryzjera-piekarza już ledwo dyszy, za chwilę stanie. Nigdy nie miałem słuchu muzycznego. Nie potrafię odróżnić Bacha od Mozarta, a Mozarta od Dawida Podsiadło. Ale wtedy słyszałem wyraźnie. Stanie, jak nic. Stanęła. Co się stało? – pytam. Chyba się rozładowała – mówi T. Więc naładuj ją, a ja poczekam – odpowiadam spokojnie. Do jutra? – znów pyta T. Dlaczego do jutra? – odpowiadam. Szybciej jej nie naładujesz – stwierdza niezaprzeczalnie T. Trudno, poczekaj obejrzę się w lustrze. Spoglądam w szybkę i muszę obiektywnie powiedzieć, że w tych warunkach T. odwalił kawał dobrej roboty. Boki zostały trochę przydługie, ale co tam – zawsze chciałem mieć pejsy. Dziękuję T. i wychodzę. Na zewnątrz jeszcze pogłaskałem się po mojej błyszczącej glacy. I tak nie mam włosów i tak, co za różnica. Ale następnym razem pójdę do normalnego fryzjera. Naprawdę byłem zadowolony, tylko że R. wypił już wino i T. musiał mu oddać maszynkę. Taka skomplikowana historia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz