A
gdy pewnego wieczoru otworzył drzwi, stała przed nimi zupełnie bezbronna. Naga,
cicha, samotna. Krople deszczu spływały wzdłuż delikatnych rysów jej twarzy.
Była zbyt dumna, by płakać i zbyt słaba, by odejść. Czekała. Każda sekunda
niepewności zapowiadała gorzką lekcję upokorzenia. Kolejną. A on? Nieśpiesznym
ruchem ręki podniósł jej podbródek ku górze, spojrzał głęboko w oczy i
powiedział: „Jak dobrze, że jesteś”. Tak zwyczajnie, leniwie, beztrosko, jakby
od zawsze na Nią czekał. Wtedy już wiedziała – to była miłość.
Nie
mam pojęcia, co czytał owy młodzieniec, ja wczoraj odkryłem to:
Bacz, byś kobiety do
płaczu nie zmusił,
gdyż Bóg liczy jej łzy.
Kobieta z żebra
mężczyzny
powstała. Nie ze stóp jego,
by
ją deptać. Nie z głowy, by ją wywyższać,
lecz
z boku, by równą była. Spod ramienia,
by
ją chronić i blisko serca, by ją kochać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz