W
pewną ciepłą, sierpniową sobotę słyszę piskliwy dźwięk dzwonka. Wstaję z łóżka,
otwieram drzwi, a w futrynie stoi B. Co ty robisz? Tyle razy do ciebie
dzwoniłem, trzymaj telefon pod dupą – krzyczy. Spałem, co się stało? –
odpowiadam. Ubieraj się, jedziemy do Mielna na balety. Gdzie? Stary, daj mi
spokój, wszystko mnie boli, nigdzie się dzisiaj nie ruszam. No dawaj – nalega.
Za
godzinę siedziałem już .w samochodzie B. Podjeżdżamy pod blok, w którym mieszka
T. Pukamy do drzwi Jego mieszkania. Otwiera T., rozebrany od pasa w górę.
Typowo męska klata, szczecina godna pozazdroszczenia. Jedziesz do Mielna? –
zadaje pytanie B. Nigdzie nie jadę, piwo mogę wypić u siebie na działce –
odpowiada wyraźnie rozgoryczony T. No dawaj, będą oflisy do pomacania – przekonuje
B. T. nie daje się tak łatwo namówić, jak ja. Dobra, zostaw tą grubą
pornograficzną świnię i jedziemy sami – kończę znużony pustą gadaniną.
Po
drodze wstępujemy do Biedronki w celu nabycia kanapek na drogę, wszak do Mielna
trochę czasu trzeba jechać.
Docieramy
na miejsce około godziny 21.00. Jeszcze parę głębszych na odwagę i możemy
lecieć, tzn. parę głębszych dla mnie, B. jest odważny bez wspomagania, a poza
tym kieruje.
Idziemy
główną alejką w stronę plaży. Nagle spostrzegam znajomą twarz. Patrz, patrz –
mówię do B. Tam pod tymi parasolami – Mroczek. Gdzie? – pyta rozkojarzony B. No
tam, pod parasolką. Mroczek z jakąś panienką.
Lubię
wszystko, ale zdrady nie toleruję, więc biegną pod te piękne, kolorowe
parasolki. Czekaj, czekaj, gdzie ty lecisz? – woła za mną B. Idę z Nim
porozmawiać, On tutaj z długonogą blondyną, a Kinga sama w domu dzieci bawi. Ja Mu zaraz pokażę – odpowiadam wzburzony. Czekaj, czekaj – słyszę głos zdyszanego
B. Za późno, doleciałem do stolika, przy którym siedział Mroczek i dawaj Go w
mordę. Bez zastanowienia. Raz i drugi. Z płaskiego, bo ręka mnie boli. I
chciałem raz trzeci, ale w porę powstrzymał mnie B. Co ty odpier…? – pyta B.
Jak to co? Leję Mroczka w mordę, za Kingę, za dzieci. Wiesz, że nie lubię
takich frajerów. Już brałem następny rozmach, gdy B. wrzasnął – przecież to nie
ten. Jak to? To nie jest ten od Kingi? – odparłem zdumiony. Jasne, że nie, to
ten drugi – stwierdził B. A to przepraszam, chodźmy już na balety, bo od tej
szarpaniny zaschło mi jakoś w gardle.
Tego
wieczora nie widzieliśmy już Mroczka. Pewnie dlatego, że On poszedł do Bajki, a
my do Disco Plazy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz