Mój
ukochany braciszek odwiedził ostatnio fotografa. Tak, tak fotografa właśnie.
Zdjęcia do dyplomu. Rozłożyłem się na białej, dość wygodnej kanapie i czekam.
Jedno zdjęcie, drugie, trzecie, czwarte … przy dziesiątym przestałem liczyć.
(Ale chłop jest niefotogeniczny). Uff … w końcu.
Teraz
Pan fotograf robi mojego braciszka na bóstwo. No wiecie, tam się przytnie, tu
doda i gra. Podglądam z boku, jak wygląda ta karkołomna zabawa. Nawet włosów
trochę przybyło. Drapię się po mojej błyszczącej glacy. Hmm … ciekawie, czy
takiemu wyzwaniu, by podołał? W sumie, szybciej byłoby usunąć trzcinę, którą
jeszcze posiadam, niż dodawać brakujące pukle włosów.
Mamusia
zażyczyła sobie zdjęcie pocztowe. Do ramki, oczywiście. Dodała, że ja muszę
zrobić sobie podobne. Jeszcze nie umieram – stwierdziłem – więc zdjęcie
zbyteczne. Byłem bardzo zadowolony z wizyta u fotografa. Mamusia włożyła
zdjęcie braciszka do ramki, a ja za dobre sprawowanie (czytaj brak ironicznych
uśmieszków) dostałem podobiznę pięknej Pani. Mam nadzieję, że nie po retuszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz