Nigdy
w życiu nie spotkałem się z prawdziwym hazardem, być może dlatego, że w
hazardzie liczy się szczęście, a te zwykle omija mnie szerokim łukiem. Nie mam
szczęścia do loteryjek, kart, no i oczywiście kobiet. Kiedyś czytałem powieść
Dostojewskiego „Gracz”, ale dopiero niedawno przekonałem się, że jest ona dość
marna, ponieważ nie odzwierciedla rzeczywistych emocji tytułowego bohatera.
Wchodzę
do kasyna razem z B. i D. Przed maszynami barowe stoliki. D. ledwo sięga do
blatu. Kilka dotknięć na rozgrzewkę. D. podkasał rękawy. Po kilku
niepowodzeniach sam bierze się do roboty. Wrzuca piątkę, a może i dwie.
Podwyższa stawkę do 2 zł. Rusza. Pierwszy ruch i nic. Drugi, także. Trzeci, to
samo. Zaraz wtopi – myślę. D. nie myśli wcale i już na wstępie ma nade mną
przewagę. Zmienia stawkę na 3 zł. Rusza. Zapaliły się kolorowe lampeczki,
jabłuszka czy coś. Trafił. Podskoczyło do 40 zł. Kilka ruchów i nic. D. znowu
wrzuca 5 zł, pomimo iż ma jeszcze 30 zł. starej puli. Debil, no debil – irytuję
się w duchu. D. zwiększa stawkę do 5. Teraz już kompletnie Mu odbiło – prowadzę
wewnętrzną tyradę. Aż tu nagle zaświeciła się plastikowa skrzyneczka . Wyskoczył
jakiś robot, maszynka zaczęła wariować. Liczby skaczą, a ja przecieram oczy ze
zdumienia. Cyferki idą do góry. Nie wierzę, wystukało 230 zł.
D.
wykonał jeszcze parę ruchów, gdy pula spadła do 200, B. odciągnął D. od
przyjacielskiego pudła. Pani zawołała D. i wypłaciła należną kwotę. Ja to
wygrałem? – wycedził zdumiony D. Zwinął forsę i poszedł w kierunku
monopolowego. Już jutro nie będzie pamiętał o wygranej. Ale ja nie zapomnę tej nauki do końca życia, w którym tak bardzo liczy się szczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz