Drzwi
Biedronki otwierają przede mną naturalne dobrodziejstwa świata. Strumienie
deszczu leją się z nieba. Dwie minuty i będę cały mokry – myślę. Nic, trzeba
czekać na samochód. Stoję skulony pod daszkiem, bo troszeczkę zimno, a
kurteczka raczej letnia. Ludzie kręcą się obok, a ja cierpliwie czekam.
Wychodzi dostojny jegomość. Wkłada zakupy do bagażnika czarnego BMV. Teraz
podąża w moją stronę. Schodzę na bok, tego wymaga kultura. Nieznajomy zbliża
się do mnie eleganckim krokiem.
-
Proszę, wózek można już odprowadzić – rzuca niemal w biegu.
Nim
zdążyłem cokolwiek powiedzieć, już dawno siedział w swoim przytulnym
samochodziku. No cóż, złotówka piechotą nie chodzi. Odstawiłem wózek na
miejsce. Stoję i czekam dalej.
Nie
upłynęło pięć minut, jakaś babka po czterdziestce uraczyła mnie swoim uśmiechem
oraz pustym wózkiem rzecz jasna.
-
Dwa złote dla Pana – woła w strugach deszczu.
Nie
goliłem się miesiąc, ale żeby zaraz pomylić mnie z bezdomnym, to chyba leciutka
przesada. Mają jednak rację ci, którzy mówią, że w życiu trzeba „dobrze”
wyglądać, choć nie mam bladego pojęcia, co to właściwie znaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz