Piękna
pogoda za oknem, a ja siedzę przed komputem i klikam. Klikam i przeglądam.
Barcelona, Kreta, Sardynia, Korsyka, Ibiza. All inclusive, oczywiście. Z
przewodnikiem, bez. Z widokiem na morze, ocean, góry. Trzy gwiazdki, cztery.
Dwupokojowe, cztero, apartamenty. O cholera. Bateria w laptopie padła. Mniejsza
z tym, i tak miałem iść na ryby.
Szykuję
wędkę. Idę. Tak niedaleko. Blisko domu. Łowiłem może z dwa razy w życiu.
Wkładam robaka na haczyk. Zarzucam. Czekam. Myślę. Ach, gdyby tak trafić złotą
rybkę. Tylko jedno życzenie. Cała Europa stoi przede mną otworem. Seszele, Wyspy
Kanaryjskie, Galapagos.
15
minut bez brania. 40 minut i nawet nie drgnie. Bite dwie godziny, a sieć pusta.
Nagle za moimi plecami otwiera się okno:
-
Synu, zostaw tę wędkę i chodź już na obiad, przecież w tej beczce i tak nie
złowisz żadnej ryby.
- Złowić, może i nie złowię, ale co sobie wymarzę to moje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz