O mnie

Moje zdjęcie
Nauczyciel języka polskiego i historii. Pasjonat edukacji. Szczęśliwy mąż i przyszły ojciec. Zwykły człowiek o niezwykłych pomysłach na życie :)

poniedziałek, 28 marca 2016

(Za) Lany Poniedziałek

Na zegarze wybiła godzina siódma. Normalni ludzie odsypiają trudy wczorajszej imprezy, a ja już na nogach. Biała koszula, spodnie na kant, czarne pantofelki. Ktoś musi się pomodlić za kochanych śpioszków. Aby B. pogodził się z Z., aby K. nie złamała nogi na schodach, Pauli wróciło zdrowie, a piekarzowi T. rozum. I jeszcze wiele, wiele innych. Wszyscy potrzebują modlitwy.


A teraz siedzę i przypominam sobie główne zdarzenia minionej nocy. Znów zjechała się plejada gwiazd z całego świata – Jack, Stanley, Georg i brat Georga – Damiano. Uśmiechnięci, wypoczęci, pozytywnie nakręceni. Prawie jak wielkanocne króliczki, tylko bez tych długich uszu.

Jednak para już na wstępie przykuła moją uwagę. Ogólnie uwielbiam wszystkie zakochane pary, ale tę w sposób szczególny. Zaraz powiedzą, że to nie miłość. Ale ja wiem lepiej. Sztukę kochania Owidiusza mam w jednym palcu, gorzej z praktyką. Dlatego od praktyki są właśnie Oni – Karol i Kamila. Oczywiście wolałbym zajęcia praktyczne z Kamilą, choć jak się lepiej przyjrzałem, to stwierdziłem, że Karol też nie jest zły. W Ich towarzystwie zapomniałem nawet o własnych brakach estetycznych. Kamila pokazała mi swoje kolczyki, brylant czy coś. Prezent. No, ma Karol gust … tzn. do kobiet. Na biżuterii zupełnie się nie znam, w sumie na kobietach też nie, ale Kamila jest piękną kobietą i w zasadzie nie potrzebuje tych wszystkich błyskotek. Może poza królewską sukienką, która podkreśla Jej królewską urodę.

Karol zapytał się mnie, czy mam różaniec. Zawsze ze sobą biorę, ale tym razem zostawiłem w domu. Pomyślałem, że są Święta, mnóstwo dziewczyn, może jakaś w końcu się zlituje i zatańczy. No wiecie, taki ludzki odruch. Jeden dzień w roku. Stoję i czekam. Czekam i stoję. I nic.

Przed czwartą rano stwierdziłem, iż przy mojej niezbyt wysublimowanej aparycji i wrodzonej nieśmiałości, różaniec to jednak konieczność.


Na zakończenie pozbierałem rannych z pola bitwy. Wycieńczonych i sponiewieranych. Starym, dobrym zwyczajem zabrałem B. pod sąd. Tu jest jedyne miejsce, gdzie można dochodzić swojego prawa do miłości – pomyślałem. Prawo boskie nad nami, prawo ziemskie obok nas. Już chciałem zapukać do wrót sprawiedliwości, gdy podjechał samochód. Zawsze nie w porę, zawsze nie w porę...

No cóż, może następnym razem, wszak sprawy miłości nigdy nie ulegają przedawnieniu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz