Na
zegarze wybiła godzina siódma. Normalni ludzie odsypiają trudy wczorajszej
imprezy, a ja już na nogach. Biała koszula, spodnie na kant, czarne pantofelki.
Ktoś musi się pomodlić za kochanych śpioszków. Aby B. pogodził się z Z.,
aby K. nie złamała nogi na schodach, Pauli wróciło zdrowie, a piekarzowi T.
rozum. I jeszcze wiele, wiele innych. Wszyscy potrzebują modlitwy.
A
teraz siedzę i przypominam sobie główne zdarzenia minionej nocy. Znów zjechała
się plejada gwiazd z całego świata – Jack, Stanley, Georg i brat Georga –
Damiano. Uśmiechnięci, wypoczęci, pozytywnie nakręceni. Prawie jak wielkanocne
króliczki, tylko bez tych długich uszu.
Jednak
para już na wstępie przykuła moją uwagę. Ogólnie uwielbiam wszystkie zakochane
pary, ale tę w sposób szczególny. Zaraz powiedzą, że to nie miłość. Ale ja wiem
lepiej. Sztukę kochania Owidiusza mam
w jednym palcu, gorzej z praktyką. Dlatego od praktyki są właśnie Oni – Karol i
Kamila. Oczywiście wolałbym zajęcia praktyczne z Kamilą, choć jak się lepiej przyjrzałem,
to stwierdziłem, że Karol też nie jest zły. W Ich towarzystwie zapomniałem
nawet o własnych brakach estetycznych. Kamila pokazała mi swoje kolczyki,
brylant czy coś. Prezent. No, ma Karol gust … tzn. do kobiet. Na biżuterii
zupełnie się nie znam, w sumie na kobietach też nie, ale Kamila jest piękną kobietą i w
zasadzie nie potrzebuje tych wszystkich błyskotek. Może poza królewską
sukienką, która podkreśla Jej królewską urodę.
Karol
zapytał się mnie, czy mam różaniec. Zawsze ze sobą biorę, ale tym razem
zostawiłem w domu. Pomyślałem, że są Święta, mnóstwo dziewczyn, może jakaś w
końcu się zlituje i zatańczy. No wiecie, taki ludzki odruch. Jeden dzień w
roku. Stoję i czekam. Czekam i stoję. I nic.
Przed
czwartą rano stwierdziłem, iż przy mojej niezbyt wysublimowanej aparycji i
wrodzonej nieśmiałości, różaniec to jednak konieczność.
Na
zakończenie pozbierałem rannych z pola bitwy. Wycieńczonych i sponiewieranych.
Starym, dobrym zwyczajem zabrałem B. pod sąd. Tu jest jedyne miejsce, gdzie
można dochodzić swojego prawa do miłości – pomyślałem. Prawo boskie nad nami,
prawo ziemskie obok nas. Już chciałem zapukać do wrót sprawiedliwości, gdy
podjechał samochód. Zawsze nie w porę, zawsze nie w porę...
No cóż, może
następnym razem, wszak sprawy miłości nigdy nie ulegają przedawnieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz