O mnie

Moje zdjęcie
Nauczyciel języka polskiego i historii. Pasjonat edukacji. Szczęśliwy mąż i przyszły ojciec. Zwykły człowiek o niezwykłych pomysłach na życie :)

wtorek, 29 marca 2016

Dziewczyny piekarza

Piekarz T. to jednak ma łeb na karku. Rzucił nowy pomysł. Może byśmy stworzyli taką książkę – 50 najpiękniejszych bohaterek naszej literatury? I tam każda dziewczyna miałaby swój własny, prywatny i unikatowy pean albo opowiadanie.


Jak dla mnie bomba, a więc otwieraj listę. 

Książka dla Ciebie

Mam, mam, genialny pomysł. Dzwonię do mojego przyjaciela piekarza i oznajmiam Mu, że już niedługo będziemy milionerami. Na początku był dosyć sceptyczny, ale później zmiękł.


Zarobimy miliony na pisaniu książek. To taki rodzaj rękodzieła, a raczej rękoDZIEŁA. Pisanie na zamówienie. Prosty przykład. Pan X ma dziewczynę i chce Jej zrobić super prezent. Przychodzi do nas, opowiada o swojej wybrance serca, wypełnia specjalną ankietę, dołącza zdjęcia, a my to układamy w słowa, spinamy i wydajemy. Pan X daje książkę pięknej Waćpannie, a Ona Go za to kocha, bo taki prezent to unikat. Dobry pomysł, co nie?



Ile dziewczyn w Polsce ma własną książkę o sobie samej? Rynek stoi przed nami otworem. Ile to może być warte? No co Ty, książka jest bezcenna, ale nam wystarczy parę stówek.

Musimy tylko wydać egzemplarz promujący. No właśnie nie wiem, o kim. Mam wybrać z listy? No co Ty, to nie może być przypadkowa dziewczyna. Na okładkę musi być zjawiskowo piękna. Jak kryształ. Albo niech same się zgłoszą, która by chciała, a jury wybierze. W jury zasiadam tylko ja, bo Ty nie masz gustu.

Jak się żadna nie zgłosi? Niemożliwe. Napiszemy, aby dodały jakiś komentarz np. "Lubię wypieki piekarza". Termin zgłoszeń upływa w niedzielę. Później jury zbiera się w sobie i decyduje.


Poszło. 

After party


Od kilkunastu wieków istnieje w krajach słowiańskich prastary zwyczaj parzenia świątecznej herbaty, który cieszy się wielkim splendorem także u współczesnych człekokształtnych z gatunku homo sapiens. Ludzie spotykają się z rodziną i przyjaciółmi, po to by kultywować owy szlachetny rytuał. Zazwyczaj parzy się jedną lub dwie butelki herbaty, wszystko zależy od wytrzymałości, tych którzy parzą. Tyle podłoża historycznego.


W poniedziałkowy wieczór zadzwonił do mnie Krzyś właśnie w sprawie parzenia. Jako przykładny ojciec chrzestny nie mogłem odmówić. Za 5 minut stałem już pod domem Georga,  On także był zaproszony jako przyjaciel rodziny. Przywitałem się z moją ukochaną chrześnicą i w drogę.

A więc mieliśmy parzyć w trójkę – Ja, Krzyś i Georg. Ada jest w stanie błogosławionym, więc odpada, Damiano w stanie podróżniczym, więc On także. Popatrzyłem na twarze moich kolegów i stwierdziłem, że tym razem będę chyba przewodnikiem stada.

Parzenie herbaty składa się z trzech podstawowych etapów – rozlanie, wystygnięcie, przechylenie. Parzenie odbywa się seriami, między poszczególnymi seriami są zazwyczaj krótkie przerwy dla nabrania powietrza w płuca. W czasie przerw rozmawia się na różne interesujące tematy – praca, rozrywka, polityka, kobiety.

Ja zazwyczaj uaktywniam się przy ostatnim z tematów. O kobietach wiem wszystko od A do Z, a bardziej to od Z do A, bo One wszystkie są jakieś pokręcone.

Patrzę na ścianę, a tam akwarium. Ale w akwarium nie ma rybek. Więc pytam Krzysia, gdzie rybki. A On mówi, że w akwarium mieszka tylko Benek. Benek, Benek – powtórzyła Hania. To jest dopiero swojski chłop, a jak pięknie i szybko maszeruje. Taki obroni się przed każdą kobietą, bo ma szczelną skorupę. W ramach ścisłości – Benek to żółw.

Wróćmy do parzenia herbaty. Wyparzyliśmy już butelkę i teraz widzę o wiele wyraźniej – jestem na prowadzeniu. Ale peleton ostro goni. I tak gonił do trzeciej butelki, a później osłabł. Zawodnicy powoli zsiadają z rowerów. Jeszcze tylko ostatnia prosta. Zasnęli. Zasnął Georg, zasnął Krzyś. Jak to pisała Orzeszkowa Chwała Zwyciężonym.


Oby w przyszłe Święta spotkać się w tym samym gronie. 

poniedziałek, 28 marca 2016

(Za) Lany Poniedziałek

Na zegarze wybiła godzina siódma. Normalni ludzie odsypiają trudy wczorajszej imprezy, a ja już na nogach. Biała koszula, spodnie na kant, czarne pantofelki. Ktoś musi się pomodlić za kochanych śpioszków. Aby B. pogodził się z Z., aby K. nie złamała nogi na schodach, Pauli wróciło zdrowie, a piekarzowi T. rozum. I jeszcze wiele, wiele innych. Wszyscy potrzebują modlitwy.


A teraz siedzę i przypominam sobie główne zdarzenia minionej nocy. Znów zjechała się plejada gwiazd z całego świata – Jack, Stanley, Georg i brat Georga – Damiano. Uśmiechnięci, wypoczęci, pozytywnie nakręceni. Prawie jak wielkanocne króliczki, tylko bez tych długich uszu.

Jednak para już na wstępie przykuła moją uwagę. Ogólnie uwielbiam wszystkie zakochane pary, ale tę w sposób szczególny. Zaraz powiedzą, że to nie miłość. Ale ja wiem lepiej. Sztukę kochania Owidiusza mam w jednym palcu, gorzej z praktyką. Dlatego od praktyki są właśnie Oni – Karol i Kamila. Oczywiście wolałbym zajęcia praktyczne z Kamilą, choć jak się lepiej przyjrzałem, to stwierdziłem, że Karol też nie jest zły. W Ich towarzystwie zapomniałem nawet o własnych brakach estetycznych. Kamila pokazała mi swoje kolczyki, brylant czy coś. Prezent. No, ma Karol gust … tzn. do kobiet. Na biżuterii zupełnie się nie znam, w sumie na kobietach też nie, ale Kamila jest piękną kobietą i w zasadzie nie potrzebuje tych wszystkich błyskotek. Może poza królewską sukienką, która podkreśla Jej królewską urodę.

Karol zapytał się mnie, czy mam różaniec. Zawsze ze sobą biorę, ale tym razem zostawiłem w domu. Pomyślałem, że są Święta, mnóstwo dziewczyn, może jakaś w końcu się zlituje i zatańczy. No wiecie, taki ludzki odruch. Jeden dzień w roku. Stoję i czekam. Czekam i stoję. I nic.

Przed czwartą rano stwierdziłem, iż przy mojej niezbyt wysublimowanej aparycji i wrodzonej nieśmiałości, różaniec to jednak konieczność.


Na zakończenie pozbierałem rannych z pola bitwy. Wycieńczonych i sponiewieranych. Starym, dobrym zwyczajem zabrałem B. pod sąd. Tu jest jedyne miejsce, gdzie można dochodzić swojego prawa do miłości – pomyślałem. Prawo boskie nad nami, prawo ziemskie obok nas. Już chciałem zapukać do wrót sprawiedliwości, gdy podjechał samochód. Zawsze nie w porę, zawsze nie w porę...

No cóż, może następnym razem, wszak sprawy miłości nigdy nie ulegają przedawnieniu. 

sobota, 26 marca 2016

Wielkanocny Króliczek

Już jutro Święta. Przygotowana idą pełną parą. Porządki zrobione, jajka poświęcone, rodzina w komplecie. Zastanawia mnie tylko jedno - gdzie podział się kostium wielkanocnego króliczka ? :) Może ktoś znajdzie przynajmniej same uszy.

czwartek, 24 marca 2016

Polska - Serbia, czyli Darek show

Spotkanie Polska – Serbia. Mecz towarzyski, więc bez większych emocji. Murawa także pozostawiała wiele do życzenia. Mimo braków piłkarskich oglądałem z uśmiechem na twarzy. Komentarz Darka Szpakowskiego rekompensuje wszystkie nieudane strzały, podania oraz dryblingi.


Najpierw Darek zagubił się w trójkącie bermudzkim, sugerując że Piszczek + Błaszczykowski + Lewandowski = chaos.

Następnie przecenił nieco zdolności samego Błaszczykowskiego. Owszem, chłop dwoił się i troił, by wywalczyć wyjazd na Euro, ale aby zdążył dobiec do piłki, którą sam zagrywał, to już leciutka przesada („Błaszczykowski do Kuby”).


I na zakończenie nieśmiertelny Salomon. Na Wikipedii podają, że gościu zmarł około 931 r. p.n.e., ale Darek uparcie twierdzi, że król Izraela wciąż biega po boisku. 

Jak powiedział Wojtek Szczęsny, najważniejsze, że wygraliśmy. 

poniedziałek, 21 marca 2016

Pszczółki

Miało mnie nie być do Świąt, ale musiałem zawrócić w pół drogi, aby wesprzeć Kochane Pszczółki. Zawsze uśmiechnięte, przyjacielskie i niezmiernie pracowite. W sam raz na doskonały początek wiosny, w końcu żółty to także kolor słońca. Czasami potrzeba tak niewiele, by sprawić uśmiech najmłodszym pociechom. Pszczółki proszą o Wasze głosy, więc do boju i głosujemy. W ramach podziękowania energetyczny wierszyk:

„Choć skrzydełka mają małe
To i tak szczęśliwe całe
Z tego kwiatka na ten kwiatek
Gdzie nektaru jest dostatek,
Przelatują z taką gracją,
Że w mig stają się atrakcją
A każda z nich wciąż się trudzi

Żeby zrobić miód dla ludzi…”

Niepubliczne Przedszkole w Przytocku - grupa Pszczółki


Szczegóły w poniższym linku.

http://www.gp24.pl/plebiscyt/karta/niepubliczne-przedszkole-w-przytocku-grupa-pszczolki,33185,1539059,t,id,kid.html

piątek, 18 marca 2016

Lekcja podrywu

Piekarz T. postanowił dać mi kilka rad w sprawie skutecznego podrywu, no wiecie, bym zdążył do czerwca.

Musisz powiedzieć dziewczynie, że Ją kochasz. Wtedy już będzie twoja – prawi T.

Ale jak? – odpowiedziałem w konsternacji.

Normanie, podchodzisz, mrużysz oczy i mówisz.

A jak powiem, że Ją lubię, to nie wystarczy?

Czy ja gadam z głupim? Masz powiedziesz, że kochasz.

Ale ja widziałem Ją tylko raz w życiu.

I co z tego, miłość od pierwszego wejrzenia.

Ale … ja nie chcę kłamać.

I wyrwać chyba też nie chcesz.

Ja mówię na prawo i lewo, że kocham i wszystkie się na to łapią.

No dobrze, skoro nie ma innej metody.

2 godziny później

I jak, już po wszystkim?

No tak.

I co?


Powiedziała, że jestem słodki, oblizałem się i stwierdziłem, że Ona też kłamie. 

czwartek, 17 marca 2016

Wyzwanie

Piekarz T. postawił przede mną wyzwanie. Oczywiście jako prawdziwy mężczyzna nie mogłem odmówić. Do końca kwietnie chce poznać moją wybrankę serca. Negocjowałem, negocjowałem i udało się. Mam czas do czerwca, a więc dziewczyny bójcie się.


P.S. W zasadzie już ten zakład przegrałem, bo moje kontakty z przedstawicielkami płci pięknej są mocno ograniczone, no ale cóż … jak zabawa to zabawa. 

Ballada dziadowska

Nadciąga wiosna, czuję to w kościach, a wraz z wiosną przyjdzie miłość. Zrobi się cieplej i będą się kochać. Tu i tam, tam i tu, wszędzie. W zimę chyba też się kochają, ale tego nie widać. Wiosną jakoś lepiej, a latem to już zupełnie. Zaczną się przyśpiewki, tańce, gody. Na łąkach i polach. W prosie i w pszenicy. Chłop z babą, baba z chłopem, aż do następnej zimy. Zachłyśnięci świeżym powietrzem nie będą mieli czasu na poezję. I tylko ja z tomikiem wierszy Leśmiana usiądę samotny przed domem, oddając się zmysłowej kontemplacji.



Mój ulubiony, trochę przydługi, ale warto dobrnąć do końca:

Ballada dziadowska

Postukiwał dziadyga o ziem kulą drewnianą,
Miał ci nogę obciętą aż po samo kolano.
Szedł skądkolwiek gdziekolwiek - byle zażyć wywczasu,
Nad brzegami strumienia stanął tyłem do lasu.
Stał i patrzał tym białkiem, co w nim pełno czerwieni,
Oj da-dana, da-dana! - jak się strumień strumieni!
Wychynęła z głębiny rusałczana dziewczyca,
Obryzgała mu ślepie, aż przymarszczył pół lica.
Nie wiedziała, jak pieścić - nie wiedziała, jak nęcić?
Jakim śmiechem pośmieszyć, jakim smutkiem posmęcić?
Wytrzeszczyła nań oczy - szmaragdowe płoszydła -
I objęła za nogi - pokuśnica obrzydła.
Całowała uczenie, i łechtliwie i czule,
Oj da-dana, da-dana! - tę drewnianą, tę kulę!
Parskał śmiechem dziadyga w kark poklękłej ułudy,
Aż przysiadał na trawie, jakby tańczył przysiudy.
Aż mu trzęsła się broda i dwie wargi u gęby,
Aż się kulą obijał o perłowe jej zęby!
"Czemuż jeno całujesz moją kłodę stroskaną?
Czemuż dziada pomijasz aż po samo kolano?
Za wysokie snadź progi dla czarciego nasienia,
Ty, wymoczku rusalny - ty, chorobo strumienia !
Pieszczotami to drewno chcesz pokusić do grzechu?
Oj da-dana, da-dana ! - umrę chyba ze śmiechu !" -
Spowiła go ramieniem, okręciła, jak frygą!
"Pójdźże ze mną, dziadoku - dziaduleńku -dziadygo !
Będę ciebie niańczyła na zapiecku z korali,
Będę ciebie tuczyła kromką żwiru spod fali.
Będziesz w moim pałacu miał wywczasy niedzielne,
Będziesz pijał z mej wargi pocałunki śmiertelne!"
Pociągnęła za brodę i za torbę żebraczą
Do tych nurtów pochłonnych, co się w słońcu inaczą.
Nim się zdążył obejrzeć - już miał falę na grzbiecie -
Nim się zdołał przeżegnać - już nie było go w świecie!
Zakłębiły się nurty - wyrównała się woda,
Znikła torba dziadowska i łysina i broda !
Jeno kloc ten chodziwy - owa kula drewniana
Wypłynęła zwycięsko - oj da-dana, da-dana!
Wypłynęła - niczyja, nie należna nikomu,
Wyzwolona z kalectwa, wypłukana ze sromu!
Brnęła tędy - owędy szukająca swej drogi,
Niby szczątek okrętu, co się wyzbył załogi !
Grzała gnaty na słońcu ku swobodzie, ku życiu,
Zapląsała radośnie na swym własnym odbiciu!
I we żwawych poskokach podyrdała przez fale.
Oj da-dana. da-dana! - w te zaświaty - oddale!



środa, 16 marca 2016

Wielka Zmiana

Idzie Wielka Zmiana. Wielka, Wielka Zmiana. Trąbią o tym w radiu, telewizji, wszędzie. Żadnych znaków na niebie nie widać. Dzisiaj zrobiło się trochę cieplej, ale co to za znak. Spodziewałbym się jakiś fajerwerków. A tutaj nic. Skąd oni do cholery wiedzą. Wszyscy wiedzą. Politycy, dziennikarze, Kukiz i reszta. Wielka Zmiana, Wielka Zmiana. A ja nie pisnąłem ani słówka. Naprawdę.


Skąd oni wiedzą, że T. chce założyć rodzinę, to nie mam pojęcia. 

wtorek, 15 marca 2016

Kubuś Puchatek

Pewnego dnia przychodzi Kubuś Puchatek do Tygryska i mówi: „Kochany przyjacielu, pomóż mi rozwiązać ważny dylemat egzystencjalny. Poznałem ostatnio bardzo miłą, ładną i inteligentną Domisię. Jak myślisz, czy mam jakąkolwiek szansę na nawiązanie bliższej znajomości”? Brykający Tygrysek spojrzał z politowaniem na Kubusia Puchatka – „Chcesz ją po prostu wyrwać”? Biedny Kubuś nie zrozumiał słów Tygryska, lecz kiwnął potakująco głową. „ Z Twoją aparycją nie ma na to żadnych szans” – odparł Tygrysek. Kubuś odszedł z wyraźnie zasmuconą miną.


Po dwóch tygodniach brykający Tygrysek spotyka wesołego Kubusia. „Coś Ty taki uśmiechnięty? Chyba jednak wyrwałeś”. „Nic z tych rzeczy” – odpowiedział Kubuś. „Jestem dumnym singlem, zresztą po przegranej PiS-u i tak zlikwidują program 500+”. Następnie Kubuś zanurzył swój pyszczek w dzbanie miodu i powędrował z powrotem na łączkę. 


I jak tu nie kochać Kubusia Puchatka. 

poniedziałek, 14 marca 2016

Udziec

Zajechaliśmy z B. pod Polo. B. w kierunku monopolowego, ja starym, dobrym zwyczajem na mięsny, po moje kochane parówki. Jeden z nielicznych produktów, które potrafię sam sobie przyrządzić. Mama mówi, że wkładają tam same odpadki. Oj tam, pakuję do koszyczka. Pani sprzedawczyni ładnie się uśmiechnęła. 10 zł, bo dzisiaj promocja, jeszcze nie zdążyliśmy nanieść. Dziękuję – również się uśmiecham. Jeszcze mamy w promocji udziec – dodaje ekspedientka. Spoglądam na B., od razu przypominam sobie przeboje ostatniej imprezy. Moja Pani nadal ładnie się uśmiecha, około 50 na karku. No może, gdyby była o 10 lat młodsza skusiłbym się także na udziec, a tak zostałem tylko przy parówkach. 

niedziela, 13 marca 2016

7 rzeczy, których nie dowiecie się o mężczyznach ...


Często dziękuję Panu Bogu, że obdarzył mnie – prostego i nędznego człowieczka, tak ważnym przymiotem, jakim jest rozum. Rozum służy do różnych skomplikowanych operacji m.in. do odróżniania czegoś pięknego od totalnego kiczu. Dzięki rozumowi właśnie wiem, że wartość  niektórych filmów mogę rozpoznać już po samym tytule.


„7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” – głosi kolorowy afisz przed kinem. Nigdy nie obejrzałem i nie obejrzę, lecz przypuszczam, prawie ze 100 % prawdopodobieństwem, iż wspomniany film nie da potencjalnemu odbiorcy nawet namiastki wiedzy o facetach. W każdym bądź razie na pewno nie o mnie. Słaby ze mnie facet, no ale zawsze, przynajmniej według podręcznika do biologii. Ogólnie wkurzyłem się na reżysera. Na podstawie 7 bohaterów wydawać osąd o całej męskiej populacji to chyba leciutka przesada. Każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy i tajemniczy. Jak jajeczko niespodzianka potrzebuje ciągłego odkrywania. Drogie dziewczęta, lepiej wyjść ze swoim facetem na kawę i ciacho niż zmarnować 1,5 godziny na powyższy seans. Jestem przekonany, że przyniesie to lepszy rezultat w poznawaniu męskiego ego. 

Wszak teoria i praktyka rzadko pokrywają się w rzeczywistości. 


czwartek, 10 marca 2016

Dzień Mężczyzny


Z powodu problemów technicznych troszeczkę się ostatnio zapuściliśmy tzn. dokładnie ja się zapuściłem, bo piekarz T. ciągle w formie. Ale wracamy w najlepszym z możliwych momentów. Przeczekaliśmy w milczeniu Dzień Kobiet, by zaatakować ze zdwojoną siłą w Dzień Mężczyzn. O kobiecym pięknie wspominamy praktycznie codziennie, ale dzisiaj jest ten jeden wyjątkowy dzień w roku, kiedy należy się kilka ciepłych słów także Panom. Ogólnie powinna to pisać jakaś kobieta, a nie ja. W sumie niewiele posiadam ze stuprocentowego mężczyzny, no może jedynie ładne oczy … to też nie jest cecha stuprocentowego mężczyzny? No trudno, w każdym razie króciutkie życzenia z okazji dzisiejszego Święta.



Drogi mężczyzno, chłoptasiu, facecie
Niech Ci się wiedzie przy jednej kobiecie
Niech Ci się szczęści wieczorem, z rana
By Twa kobieta była kochana
Nie tylko w dzień przelewu wypłaty
Bądź mądry, szlachetny i nawet bogaty
Nie pij za dużo, nie pracuj zbyt wiele
I nie przesypiaj wszystkich niedzieli
Miej krzepę i siłę, jak dobry piekarz
A nie dobije Cię żaden lekarz
Słuchaj bitów wyłącznie Jacka
A nie dopadnie Cię nuta podłości
Przy Jego hitach ogrody miłości
Otworzą się na wyciągnięcie dłoni
Aż Georg przybędzie z dalekiej toni
I znów się zacznie balanga w remizie
Na naszej ziemi, w polskiej Ibizie
Niech trwa, od poniedziałku do niedzieli
By wszyscy faceci w końcu wiedzieli
Że być mężczyzną znaczy kochać życie
Takiej miłości mężczyznom dziś życzcie



niedziela, 6 marca 2016

W Dzień Kobiet wystroję się jak Bijons

Zachodzę do T., a ten leży na stole. Trzy golarki obok. Co Ty wyprawiasz - pytam? Jak to co? Golę się od pasa w dół - odpowiada. Po jasną cholerę? - kontynuuję lekko zdziwiony. Aby zaimponować swojej kobiecie - rozwiewa moje wątpliwości T. 

Hmm ... może jednak lepiej, że nikogo nie mam. 

A Ty, pełnowartościowy mężczyzno, co zrobisz w Dzień Kobiet, by Twoja Luba wiedziała, jak bardzo Ją kochasz ? :)

Piekarz na wolnym



Z wielkim żalem i smutkiem przyjąłem wiadomość o chwilowej niedyspozycji mojego ulubionego piekarza. Macam się, macam i dochodzę do wniosku, że już czas na małe postrzyżyny. W końcu zbliża się Dzień Kobiet, trzeba jakoś wyglądać, a T. zwichnął sobie paluszek, tzn. palucha. Z takim paluchem raczej mnie nie przyjmie, zresztą R. zwiększył stawkę za wypożyczenie maszynki - dwa wina. Za równowartość dwóch win obetnie mnie również normalny fryzjer z dyplomem. Swoją drogą bardzo mnie ciekawi, jaka panienka urządziła tak T., musiała mieć spory temperament. Zajechałem pod kościół. Nie na mszę, do fryzjera. Fryzjer przyjmuje naprzeciwko kościoła. Pięć minut i po kłopocie. Krócej niż na spowiedzi. Przeglądam się w lusterku. No, no Sierocki, jeszcze niejedna się obejrzy ... na mięsnym w Polo, jak staniesz pomiędzy kośćmi, a świeżą wołowinką.

piątek, 4 marca 2016

Kręgle

Kasia ponownie wpadła na świetny pomysł, organizując uczelniany wypad na kręgle. Nie samą nauką człowiek żyje, nawet jeśli zna wszystkie dzieła Dostojewskiego od A do Z, jak nasz promotor T., nie mylić z piekarzem T. Od piekarza do promotora dość długa droga, choć zarówno jeden, jak i drugi mogą pełnić rolę mentora. Promotor T. jest mentorem dla studentów i doktorantów, piekarz T. jest mentorem bułeczek i rogalików. 

To był mój pierwszy raz, tzn. kręgle. Na początku miałem problem, aby włożyć palce w odpowiednie dziurki. Kompletnie się na tym nie znam. Kasia wiedziała lepiej, poinstruowała mnie, że kciuk do największej. Dobrze? - zapytałem dla pewności. Doskonale - odpowiedziała. Oczywiście nasz kochany promotor T. nie miał żadnych problemów z ułożeniem palców. Prawdziwy mężczyzna z krwi i kości, choć jak się dokładnie przyjrzałem to bardziej z kości. Lata doświadczeń robią swoje, nie tylko w pracy dydaktycznej, ale też na kręgielni.

Ja rozpędzałem się powoli. Pierwsze 8 rzutów na zero. Forma stabilna, ale słaba - myślę. Pocieszał mnie fakt, iż Marta parę rzutów zupełnie spaliła, ja przynajmniej trzymałem się na torze. Dopiero później zaczaiłem, że trzeba kulę bardziej położyć, o tak do dołu. Wtedy lepiej idzie. Nie mogłem o tym wiedzieć, nikogo wcześniej w takiej pozycji nie układałem. Promotor T.  układał, to akurat zrozumiałe, Wojtek wyraźnie też, ale żeby nawet Michał - to już wykraczało poza ramy mojej wyobraźni. 

I runda dla promotora, T., choć do 100 punktów zabrakło jednego oczka. W drugiej to ja brylowałem, rzucając za siebie i za Dorotkę. Czułem się prawie, jak Maria Komornicka Piotr Włast. Wygrana. Może teraz dostanę buziaka od mojej ulubionej Pani Profesor. Czekam od pierwszego roku studiów licencjackich. Lata lecą, włosów coraz mniej, a obietnica niespełniona, bo Pani Profesor niby wciąż chora.

wtorek, 1 marca 2016

Znajomy klub w mieście

Na studiach filologicznych pojawia się w pewnym momencie taki magiczny przedmiot – metodologia badań literackich. I na tym przedmiocie uczą, jak analizować dzieło literackie pod różnym kątem. No wiecie, piekarz T. ma foremki, trzepaczkę i nóż, a filolog ma określoną metodologię i musi ją znać, aby dobrać się do konkretnego dzieła.

Jedną z metodologii badań literackich jest geopoetyka. W ramach geopoetyki można np. dowieść, jak dana przestrzeń wpływa na samopoczucie bohatera. Prawdziwa opowieść to nie tylko fascynujący ludzie, ale także ciekawe i inspirujące miejsca. Tyle uczelnianego wywodu, teraz praktyka.

Wszystkie drogi naszych bohaterów wiodą w jednym kierunku. Wszyscy pędzą do znanego klubu w mieście. Sobotnia lokomotywa rozkręca się na dobre, a ja pytam słowami poety: „A skądże to, jakże to, czemu tak gna? A co to, co to, kto to tak pcha, Że pędzi, że wali, że bucha buch, buch?”. Impreza wprawiła maszynę tę w ruch – nieudolnie dopowiadam.

Nie zawiodłem się po raz kolejny. Pięknie niewiasty na parkiecie, uśmiechnięte barmanki za blatem, w Ich tle kolorowe drinki. Wszystko kręci się jak pozytywka, tylko DJ lepszy od Libera, bo nie leci w kółko ta sama melodia.


Tu można spotkać prawdziwe gwiazdy, takie, jak: CZADOMAN, WEEKEND, PIĘKNI I MŁODZI (to te mniejszego kalibru), ale tu przychodzi sam JACK WISNIOVIECKY i piekarz T. – postacie wielkiego formatu. Nie można przecież zapominać, że najważniejsi są sami bywalcy klubu, bo to z myślą o Was powstał ten projekt.

No i oczywiście Pan Fotograf – człowiek ma anielską cierpliwość. Pracować w takich warunkach nie jest łatwo. Tu ktoś popchnie, tam obleje, a jeszcze później trzeba to dobrze oprawić, żeby wyszło trochę lepiej niż było w rzeczywistości. Chapeau bas.

Hejterzy mówią, że coś nie tak z ochroną. Nie potwierdzam, jak kiedyś wychodziliśmy i B. pożegnał się słowami "dobry wieczór", to Pan Ochroniarz ładnie odpowiedział i jeszcze się uśmiechnął.


Jeszcze jedna sprawa. Lokalizacja miejsca, moim zdaniem ma symboliczny wymiar. Jeżeli udało Ci się kogoś interesującego spotkać masz blisko pocztę, by wysłać list. Jeżeli nie udało Ci się nikogo zapoznać, masz blisko sąd, by tam dochodzić swojej sprawiedliwości. Jeżeli zabrakło Ci pieniędzy to … nie, nie do banku … na parking i do domu.