Dzwoni
do mnie piekarz T. z zapytaniem, co robię w sobotę. Jak to co? – odpowiadam
zirytowany. Jak w każdą sobotę – modlitwa i kontemplacja. Głupie pytanie. A o
co w ogóle chodzi? – ciągnę dalej. No może byśmy gdzieś wyskoczyli? – nie daje za wygraną T. Mówisz o
piwnicy? – pytam z nadzieją w głosie. Nie, myślałem o jakimś wydarzeniu
kulturalnym. What? – przecieram słuchawkę ze zdumienia, tzn. kolorowe szkiełko,
bo w moim telefonie nie ma słuchawki. Zawsze zapominam, że to komórkowy.
Ty
i kultura? Sorry, do teatru to ja mogę iść z Herbuś, Dygant, Kożuchowską lub
przynajmniej z Bożenką z „Klanu”. Nie do teatru? A gdzie? Do znajomego klubu w
mieście? I tam będzie spektakl? Taniec? Współczesny? Aaaa, może balet? Lepiej?
Taniec z użyciem przyrządów gimnastycznych? Widziałem ostatnio, jak tańczyli na
Olimpiadzie. Piękne widowisko. To nie takie przyrządy? Tylko jeden przyrząd,
ale konkretny? To ja już nic z tego nie rozumiem.
Aaa,
teraz wszystko jasne. 15 zł? Da się załatwić. Widzisz, już dawno ci mówiłem, że
poza nami prawdziwej sztuki nikt już w tym kraju nie docenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz