Poznana
przed wielu laty, w ciszy słów i zadumie
Że
niby tak dla zabawy, że niby prędzej zrozumie
Nęciłam
kolorem, zapachem, niczym z fabryki Diora
Młody
byłem i głupi, więc uwierzyłem w Jej słowa
Począłem
się zatem dobierać jako bezwzględny banita
Kobieta,
jak każda inna, mgłą tajemnicy spowita
Wziąłem
raz, drugi i trzeci - do ręki, co oczywista
Z
wierzchu trochę uboga, w środku doprawdy czysta
Gładziłem
lekko, wytrawnie, a Ona ciągle milczała
Powiem
szczerze, otwarcie: nawet się spodobała
Rzuciłem
inne niewiasty, puściłem kantem znajomych
By
każdej zimy, jesieni w Jej licu odnaleźć promyk
Szczęścia,
uśmiechu, miłości – była wprost idealna
Każdego
dnia i wieczora na moim biurku oparta
Stoi
tak sztywno do dzisiaj, ciągle kusi i wabi
Takiej
panny niewinnej człowiek nie może zdradzić
Imię
Jej piękne, znajome – KSIĄŻKA, tak pospolicie
Miłość
w czystej postaci, miłość nad całe życie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz