Zwały opasłych księgi
porzuciwszy, jąłem się zatem do wyjazdu sposobić. Nie tyleż z przyjemności,
ileż raczej z musu, bom dawno obiecał towarzyszom swoim na omówiony sygnał do
kraju uciech przybyć. Woźnicę karety obudziwszy, przystroiłem się ino w kaftan
drogocenny z drugiej ręki pochodzący, co w innych krajach second hand nazywają.
Woźnica szalony nieco, koniem zręcznie posługiwał, więc dotarlim na miejsce
pierwej od gości pozostałych. Po czasu niewielkim upływie schodzić zaczęli się
z różnych krain przybysze: panny – chędogie
i zacne, kawalerzy – bogaci, dostojni.
Jeden rycerz prym wiódł
wśród innych śmiałków korowodzie, a Damiano było mu na imię. On to właśnie z
marszu na salę balową ruszył, niby tak od niechcenia, szlaki prastare przetrzeć.
A sztuki tańca długo przypominać sobie nie musiał, toteż ruchem sprytnym,
sprężystym począł uwagę niewiast wszelakich przykuwać. „Nie dla psa kiełbasa” –
pomyślał zatem w odruchu obronnym, na figle i psoty pora insza nadejdzie. Udał
się zatem na spoczynek chwilowy, konieczny. Tam kompan znany i zacny, mianem
Dużego Majsa tytułowany od blisko piętnastu minut napój ambrozji szykował.
Wznieśli więc kielichy w górę, by wtenczas uciechy niebiańskiej zażyć. Po
degustacji owej podejście kolejne nastąpić miało. Tym razem dłuższe, stanowcze,
na sukces niechybny skazane. Panny chędogie i zacne na zakusy śmiałka szczerą
ochotą pałały. Nie mogło być przecie inaczej, gdyż Damiano – młodzian wytrawny
i sprawny. I pewnie niejedno serce dziewczęce złamane by nocy tejże zostało,
gdyby nie zazdrość zawistnej konkurencji, co przykrości znosić nie gotów. Wyprowadzono
więc całą brygadę z sali balowej i zimnej, a łza czysta, niewieścia niegodny
proceder spowiła.
Ja
tam również byłem. Nie jadłem wcale, nie piłem, bom pamięć o dzielnym rycerzu przechować
w pieśniach pragnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz