Od
samego rana ktoś dobija się na mój numer. No ile można, pytam. Skoro trzy razy
nie odebrałem, nie odbiorę też za czwartym. A jednak, podnoszę słuch… tzn.
wciskam słuchawkę, przecież mam komórkę. Zieloną. Czerwona jest do czegoś
innego. Chyba. Nigdy z niej jeszcze nie korzystałem. Znajomy głos. Lekko
poirytowany. Słucham cierpliwie i uważnie. Właściwie dochodzi do mnie tylko
jedno słowo – „impotencja, impotencja, impotencja”. Patrzę w lustro, tak
machinalnie. No nie wiem, może i racja.
Ja
tak można? – wrzeszczy mój mączany przyjaciel. Wchodzę co godzinę na Internet,
a tam nic. Pusto. Żadnego posta. Kryzys wieku średniego, czy jak? Miały być
miliony na koncie, sława, imprezy. A ty co? Śpisz? – kończy swoją tyradę.
Wstaję
z łóżka, prostuję koszulę, jeszcze jedno spojrzenie w kierunku lustra.
Mógł
od razu mówić, że chodzi o impotencje twórczą, bo już zacząłem się martwić. Ale
ja ciągle nad tym pracuję. Nie nad impotencją, nad pisaniem rzecz jasna.
Mam
już nawet okładkę dla książki. Teraz czas na wnętrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz