O mnie

Moje zdjęcie
Nauczyciel języka polskiego i historii. Pasjonat edukacji. Szczęśliwy mąż i przyszły ojciec. Zwykły człowiek o niezwykłych pomysłach na życie :)

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Marcelina i Twierdza Wspomnień

„Był piękny, wiosenny poranek, który mógł się z powodzeniem zamienić w piękny, wiosenny dzień”[1] – zdanie wyjęte z drugiej części przygód Marceliny doskonale odzwierciedla moje ciche pragnienia w chwili, gdy dostałem kolejne zaproszenie do fantastycznego świata żywego Słowa. Od początku wiedziałem, że nie będzie to czas stracony, bowiem Izabela Skorupka potrafi „malować” poetyckie obrazy. Troszeczkę obawiałem się o konstrukcję fabuły, lecz szybko przestałem mieć jakiekolwiek wątpliwości. Zatopiłem się bez pamięci w „Marcelinie i Twierdzy Wspomnień”, by wyjść z tego wyjątkowego seansu z potężną dawką pozytywnej energii. Druga część książki utrzymuje poziom pierwszej, a w niektórych momentach nawet go przerasta. Ewaluuje również postać głównej bohaterki. Marcelina dojrzewa emocjonalnie, podejmuje decyzje, które wymagają od niej nie tylko odwagi, lecz także rozmyślań natury etycznej. Na uwagę zasługuje ponadto rozbudowana przestrzeń Bezczasu. Tak naprawdę dopiero w „Twierdzy Wspomnień” jest ona nową i pełnoprawną „jakością”, stanowiącą alternatywę dla zwykłej przestrzeni ziemskiej. Autorka zdecydowała się powielić pomysł dwóch równoległych światów. Marcelina wraz z profesorem Biersem próbuje odwrócić proces Adaptacji, dlatego penetruje zakamarki Królestwa Erraty. Pozostali członkowie jej rodziny żyją niejako w marazmie, urzeczeni fałszywymi obietnicami zagadkowego Dobroczyńcy. Podobnie, jak w części pierwszej oba światy skrzyżują się w końcowym pojedynku dobra i zła, prawdy oraz kłamstwa. Oczywiście, zgodnie z konwencją powieści familijnej zwycięży Marcelina.
Znów muszę pochwalić autorkę za wyszukany, subtelny język oraz wiele odniesień meta-tekstualnych. Myślę, że pod ciepłą i w gruncie rzeczy prostą historią rodziny Łobzowskich kryje się zdecydowanie głębszy przekaz. Izabela Skorupka pragnie zwrócić uwagę czytelników na kreacyjną moc Słowa. Ma to szczególne znaczenie w dzisiejszych czasach, kiedy słowo przestaje być synonim prawdy. Opisany w „Marcelinie” proces Adaptacji to nic innego jako proces dewaluacji słowa. Łukasz – ojciec bohaterki przygląda się, jak jego bliscy zatapiają się w świecie iluzji. Niby ci sami ludzie, niby ten sam dom, ale inne zachowanie, czyny oraz mowa. Dobrodziej kusi Marcelinę, na pokusy narażony jest także każdy użytkownik języka. Najlepszą obroną przed fałszem jest żywe Słowo rozumiane jako słowo Prawdy. Za tym słowem opowiada się w powieści nasza bohaterka. Droga do Prawdy okazuje się zawiła oraz pełna niebezpieczeństw. Pojawiają się Synonimy, Podrabiańcy, czy inne złowrogie postacie. Nie znaczy to jednak, by rezygnować z obrony naszych wartości, bo przecież Słowo również do takich należy.
Izabela Skorupka z całym naciskiem podkreśla, iż powinniśmy brać pełną odpowiedzialność za słowa, które wypowiadamy. Marcelina nie tylko czyta książki, lecz sama tworzy. Tworzą także pozostali bohaterowie powieści. Jednak nie każda twórczość przynosi Dobro. Niestety, nie żyjemy w baśniowym Królestwie Erraty, niektórych błędów nie uda się bezwiednie wyeliminować, więc trzeba ich po prostu unikać w momencie tworzenia. Nie chodzi tu tylko o samo pisanie, lecz przede wszystkim o relacje międzyludzkie. Pamiętajmy o przestrodze Wisławy Szymborskiej:

„Nad białą kartką czają się do skoku
litery, które mogą ułożyć się źle,
zdania osaczające,
przed którymi nie będzie ratunku”[2].

 Mam nadzieję, że Izabela Skorupka nadal będzie chronić nas przed czytelniczą wegetacją, tworząc coraz bogatsze i ciekawsze światy. Aby każdy poranek przynosił coraz więcej Dobra, skąpanego w pięknie literackiego Słowa.

Znalezione obrazy dla zapytania marcelina i twierdza wspomnień



[1] I. Skorupka, Marcelina i Twierdza Wspomnień, Warszawa 2016, s. 410.
[2] W. Szymborska, Radość pisania, [w:] tejże, Sto pociech, Warszawa 1967, s. 5.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz